Reklamy

 

W Polsce to ona tworzy na przecięciu tego, co konwencjonalnie piękne i brzydkie, poza kanonem, niechciane. Jedna z najbardziej cenionych fotografek modowych, potrafi wpuścić w kadr żywą energię i surowość, która natychmiast ściera branżowy lukier.

Mistrzyni nieoczekiwanych zderzeń, celnych, pozornie prostych koncepcji i mocnych puent. Z potrzeby serca i głowy od lat fotografuje też niekomercyjnie. Jej artystyczne projekty od lat oddają głos niesłuchanym i mniej widzialnym. Nastolatki z polskiej prowincji, chłopaki z poprawczaka, poranione ciało, ciało w niestandardowym rozmiarze – w świecie fotografii Zuzy Krajewskiej wyrastają one na żywioł niemal boski. O jej portrecie – choć daleki jest od wyprasowanej fotoszopem perfekcji – marzy wielu. Minimalistka rozumiejąca nadmiar, mistrzyni zleceń komercyjnych zapełniając galerie, ulubienica modowych magazynów znajdująca siebie poza głównym nurtem.

Z Zuzą Krajewską rozmawiamy o fotografii, bo jakże by nie. Ale też o kulturowym i osobistym znaczeniu – i rozumieniu – mody, zmieniających się kanonach piękna, chwytaniu obiektywem esencji. O byciu kobietą pracującą, matką i Polką, która, choć kocha tu być, nie potrafi zaakceptować wersji kraju, w jakiej przyszło jej funkcjonować. „Nawet nie wiem, jak komentować miasta, które są oficjalnie „anty-LGBT”. Dla mnie to jest totalnie abstrakcyjne i złe. (…) Polska, w której ja wzrastałam, w której jeszcze jestem i na szczęście nikt mi tej mojej bezpiecznej banieczki doraźnie nie zaatakował, jest Polską dobrą”. Influencerka stycznia: Zuza Krajewska.

ZDJĘCIA

Wychowywałam się na magazynach, których wtedy nie było w Poldonie. Kupowało się je w przejściu podziemnym na dworcu. To było jedyne źródło wiedzy o modzie światowej. Do dziś mam w pracowni półki wypełnione „i-D”, „The Face”, „Dazed and Confused”, włoskimi „Vogue’ami” z lat 90. i 2000. Możesz docenić kreatywność w komercyjnych magazynach, kiedy np. Steven Meisel w „Vogue Italia” robił sesję z modelkami-uchodźcami w lesie, w rehabie czy skacowanych celebrytów łapanych przez paparazzich. Mam wrażenie, że ta swoboda skończyła się wraz z nadejściem badań konsumenckich, rządami agencji modelek i wymogami brandów, żeby np. nie miksować rzeczy z innymi markami w sesjach. Można uznać, że dziś w prasie komercyjnej wszystko jest podobne. Randomowe pytanie ludzi o to, co myślą, jest najbardziej obcinającym jaja procederem wydawczym. Prawdopodobieństwo, że wyjdzie z tego równa, przewidywalna nuda jest ogromne. A moda nie ma się podobać wszystkim i nigdy nie miała. Moda powinna być trednsetterska, niepokorna, twórcza. Wtedy tylko staje się prawdziwie modna. Wtedy zaczyna zdobywać i zmieniać świat. Wtedy coś znaczy. Na swobodne twórczo rzeczy pozwalają sobie magazyny mniej komercyjne, bo są mniej cenzurowane, bardzo dobre marki modowe i internet. To fajnie wyrównuje proporcje. Na przykład wasza platforma ma taką szansę.

Pracuję z ludźmi, co lubię najbardziej. Nie fotografuję kotków, krajobrazów czy samochodów. Myślę, że potrafię i lubię znaleźć taki punkt widzenia, że portretowani czują się bezpiecznie. Pewnie dlatego wciąż uprawiam komercję z sukcesem.

Ludzie się czują zestresowani, patrząc w kamerę. Nawet ci przyzwyczajeni, którzy często bywają na ściankach i pokazują się w mediach. Aparat potrafi być bezwzględny. Fotografia nie zależy od fotografowanego, tylko od momentu, w którym fotograf naciśnie spust. Ten moment równie dobrze może być dla kogoś nieznośny. Niby proste to fotografowanie, a jednak wciąż nie.

Nie mam ustalonego rytuału fotografowania. Sposób pracy dostosowuję do bohaterów. Niektórych poznaję na sesji i od razu fotografuję. Z innymi się spotykam, muszę zrozumieć, przebić się przez kilka osłaniających warstw. Lubię poczuć energię człowieka.

Kocham ludzi – ich opowieści, historie. Do dzisiaj pytam chłopaków z poprawczaka, których fotografowałam w cyklu „Imago”, jak się mają. Nie ze wszystkimi mam kontakt, bo część była mocno patologiczna, ale ci ukochani dzwonią albo piszą na Messengerze. Z dzieciakami z Wrześni [cykl „Powinno być dobrze”] też cały czas trzymam kontakt. Teraz robię plakat na ich koncert charytatywny. Mam właściwie cały czas głowę pełną ludzi.

MODA

Moja szafa nie jest wypełniona nowościami. Mam ciuchy jeszcze sprzed Luli i Teo, z czasów kiedy jeszcze randkowałam z ich tatą. Dzisiaj jestem w tych spodniach, mają siedem lat i są spoko. Płaszcz, który tu wisi, uszyło mi Delikatessen pięć lat temu i jest ponadczasowo git. Uważam, że fajniej mieć kilka rzeczy lepszych jakościowo, niż wymieniać co sezon coś, co średnio się sprawdza. Może warto kupić sobie raz Anię Kuczyńską, którą będziesz kochać długo i niezmiennie, niż zasuwać co piątek po bluzkę za 29,90? Albo sięgnąć po rzeczy z drugiej ręki z second handu vintage CRUSH? Uważam, że lepiej zainwestować w coś takiego, niż wbijać do sieciówy i wychodzić z siatą nieprzemyślanych ubrań. Niestety przyszło nam konsumencko dojrzewać w czasach absolutnego przegrzania i zaśmiecenia planety. Fajnie by było, gdybyśmy się trochę zastanowili nad tym, co nosimy. I ile wyrzucamy.

Polak i moda? Hmm. Bardzo złożona kwestia. Uważam, że moda tu jest niedoinwestowana. Ciężko jest być projektantem w Polsce. Wielu projektantom przydałaby się druga noga finansowa, która zbudowałaby na ich kreatywności stabilne firmy. Dała możliwości rozwoju i satysfakcję z pracy. Z drugiej strony wciąż nie stać Polaków na większość rzeczy ze średniej i wyższej półki. Chcemy łapczywie nadrabiać, mieć, nosić, być modnymi, kupujemy więc dostępny, tani produkt. Często mało wyszukany, nie mówiąc o jakości. Sama jestem ciekawa, jak to będzie ewoluowało.

Moda bardzo ładnie ilustruje to, co się dzieje ze społeczeństwem. Eskapizm. Chęć ucieczki. Spójrz, jak narracje w wielu aktualnych kampaniach zbliżają się do tego poczucia końca świata, które mamy. Laska w reklamie Saint Laurent stoi w morzu w płaszczu, nie widać jej głowy. W modelingu wróciła moda na indywidualności. Niesamowite pasje modelek, mniej banalna uroda, gender. Jest dużo ciekawiej niż chwilkę temu. Ambitniej.

POŁĄCZENIE

Czytam newsy światowe, spędzam codziennie dobrą godzinę na czytaniu netu. Jednocześnie nie lubię ostatnio uzupełniania Instagrama. Kiedy sobie o tym przypominam, myślę: „Nie chce mi się”. JOMO. Fajnie jest nie być widzialnym. Swoją drogą jest może na Insta z 50 osób, których widzenie rzeczy mnie kręci. Jakbym miała tydzień luzu na sprzątanie profilu, toby mi zostało może 200 osób do followania. Mam przesyt obrazu. Idę tam często tylko po research do projektu lub żeby coś komuś wytłumaczyć obrazkowo.

Jednocześnie w Chinach realizuje się wizja z Black Mirror. Jeśli nie masz dobrej oceny w social mediach, nie dostaniesz kredytu, bo jesteś wątpliwej jakości obywatelem! Mam nadzieję, że Europa nigdy dopuści do tego. Nie spotkałam w życiu ani jednej osoby, która raz na jakiś czas nie prokrastynuje płacenia rachunków. Nawet bardzo dobrze funkcjonujący tzw. ludzie sukcesu. Wszyscy prokrastynujemy, tylko niektórzy lepiej się kamuflują.

WARTOŚCI

Żyjemy w kapitalizmie. Dużą część tego, co robię, zajmuje praca stricte komercyjna. Usługa. Jestem świetnym usługodawcą. Potrafię współpracować z klientem. Bardzo dobrze i z oddaniem robię rzeczy, które mi ktoś zleca. Nie ma w tym udawania, lubię to. Chyba dlatego, że to wciąż dla mnie dość jakiś test. Zarabiam pieniądze, dzięki którym później realizuję autorskie projekty, które mnie wpuszczają w nowe rejony odczuwania, rozwijają. Stać mnie na nie.

Czuję, że niezbędna jest wiara w człowieka. Po co my tu jesteśmy? Żeby się najeść i spłodzić dzieci? Fajnie, dzięki. Doceniam bezwzględnie czynienie dobra, pomaganie. Wyjście poza strefę komfortu i niewiedzy i działanie na rzecz innych. Wierzę w to bardziej niż w moc religii.

Rodzicielstwo. Bardzo siada na banię. Już nie pójdę ze wszystkimi tańczyć na Jasnej, tylko wrócę do domu o 23, bo o 3 karmię Teo. I to jest bardzo fajne. Trudne momentami, bo mało śpię, ale ma sens. Stałam się wracającą z zakupami, ubezpieczoną, zorganizowaną matką. Tylko tyle i aż tyle. I każdy projekt bardziej wymagający – „Imago”, „Przesilenie”, „Powinno być dobrze”, „SexEd” – wszystko, co robię z serca, robię dla dzieci. Dla siebie nie wiem, czyby mi się chciało. Serio. Jedynie kryzys klimatyczny robi mi ostry mindfuck. Serwowanie tego świata dwójce dzieci to hardkor.

POLSKA

Polska to kraj z totalnym potencjałem. Podejście do rzeczy z sercem, z taką naszą słowiańską melodią, duszą. Zobacz, jak szybko się odbudowaliśmy po komunizmie. Tę niemoc, to całe zło, przykryliśmy heroicznym wysiłkiem i pracą. A teraz znowu wjeżdżamy w jakąś dziwną narrację, która mnie niepokoi.

Jak mieszkasz w miejscu niebezpiecznym, to otwierasz drzwi ze strachem. Jak mieszkasz w miejscu, gdzie wszyscy mówią dzień dobry i mają w oknach kwiatki, to otwierasz je z uśmiechem. My jako kraj jesteśmy geopolitycznie dojechani. Stabilność państwa, bezpieczeństwo obywateli, wieloletni dobrobyt – tego mamy w pamięci bardzo mało. Dziedziczona pokoleniowo trauma, narracja krzywdy, ból. Stąd, myślę, bierze się strach przed czymś innym, czymś nowym. Reagujemy na to nie jak ktoś zagrożony. Kąsamy. Nie wiem, ile czasu trzeba, żeby wspólnie zapomnieć o rozpaczy, poczuciu zagrożenia. Żeby się otworzyć, poczuć jedność, dystans, bezpieczeństwo? Żeby ojciec Polak poczuł się na tyle pewny siebie, że jak syn mu powie, że będzie chodził w kieckach, to zamiast przekładać przez kolano na klapa lub się wyrzekać, powie z miłością: „Dobra, skoro tego chcesz, to OK”.

Wiesz, ja nawet nie wiem, jak komentować miasta, które są oficjalnie „anty-LGBT”. Dla mnie to jest totalnie abstrakcyjne i złe. Jak można kasować ludzi ze względu na orientację seksualną? Ulubionych przyjaciół moich dzieci i moich przyjaciół? To mnie niepokoi. Moja Polska, w której ja wzrastałam, w której jeszcze jestem i na szczęście nikt mi tej mojej bezpiecznej banieczki doraźnie nie zaatakował, jest Polską dobrą. Polską światłą, tolerancyjną, dzielną, mądrą. Od dyrektora w poprawczaku po zwykłe dzieciaki z Wrześni, które mają nadzieję i mówią: POWINNO BYĆ OK. Ja jeszcze jestem tam. Ale jeżeli to będzie szło w stronę zamykania się, mantrowania nacjonalistyczną, klaustrofobiczną, wstrętną krótkowzroczną pieśnią, to zacznę się bać o moje dzieci. Bardzo tego nie chcę. Kocham tu być. Może dlatego wciąż robię tyle projektów społecznych. Wierzę w Polskę.

WIĘCEJ